Pociąg się spóźnia. To na pewno samobójca rzucił się pod tory. Od tygodnia pada deszcz, a nad miastem ciążą ołowiane chmury. Synoptyka daje się wszystkim we znaki, mnie również. Jeżdżąc autem wkurwiam się na wszystkich kierowców. Chodząc pieszo irytuję się na pieszych, psy i odmarzające stolce. Wydaję więcej pieniędzy na słodycze i kawę, słucham muzyki fortepianowej.
Czekając na pociąg środkuję emocje i rozgrywam partię szachów w telefonie. Przegrywam z trudnym poziomem trudności, chowam telefon, wyjmuję papierosa. Rozglądam się. Normalni ludzie. Elementarna homogeniczna grupa pracujących, młodzieży i emerytów. Zupełnie niefotogeniczny zbiór twarzy schowanych pod wiatą z plastiku.
Odchodzę na wysepkę wysuniętą daleko poza peron na jego tyle, przekraczam białą linię i staję nad torami. Widzę tam porzuconą strzykawkę, truchło gołębia i wyblakły papierek po lodach śmietankowych, a dalej żwir i trakcja.
W tym momencie zrywa się ciepły silny podmuch. Krople deszczu przybierają na wadze i lepkości.
Stawiam kołnierz, ręką zakrywając zapalniczkę odpalam papierosa. Wiatr i deszcz tworzą ścianę gęsto zlanego bogatego w szcegóły szumu. W tym dźwięku chwytam syntetyczny szelest. Czuję, że ktoś za mną stoi. Odwracam się i widzę siebie w ortalionowej fioletowej kurtce z tygodniowym zarostem na twarzy.
Ja w ortalionie pytam się siebie w płaszczu czy mam ognia. Odpalam sobie papierosa myśląc, czemu ja nie mam ognia. I obserwuję swoje zaciśnięte na filtrze usta i rzęsy na zmrużonych powiekach, małą bliznę na skroni w kształcie trójkąta której nie znam. Mam dziwny głos. Patrzę sobie w oczy kiedy zaciągamy dym i jakby nigdy nic odwracam się by patrzeć w dal jak pies nosem wciągając wiatr.
Z oddali nadbiega dźwięk syreny zwiastujący przyjazd pociągu. Nie ma mnie tam. Rzeczywiście. Skład przyjeżdża powoli wtaczając się na stację. Ludzie wsiadają szybko chcąc zająć wolne miejsca. Z oporem ruszam przed siebie by do nich dołączyć. Po tym krótkim spotkaniu ze sobą jestem ciekaw, a od jakiegoś czasu nie czułem ciekawości. Chmury, ruszyły z miejsca. Wiatr wyraźnie przesunął je na północ. Tam dokąd odjeżdża pociąg. Skoro tak, może zostanę, zresztą nie widziałem się, żebym wsiadał do środka.
i o to chodzi, i o to chodzi.
OdpowiedzUsuńjuż dawno siebie nigdzie nie widziałam
OdpowiedzUsuńpodoba się.
OdpowiedzUsuń