Przełożył sierpień lipiec przez kolano, nadał mu jak radio po czym klaps nie pasem - dłonią.
Noce wypełniał suchy szelest spopielonych płuc i sporadyczne pijackie nawoływania toczące się przez ulicę.
Od kiedy robię to sam, śpię w skarpetkach. Powołane na zastępstwo w walce z hakiem.
Między sierpniem, młotem a kowadłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz