gimbus anno dwa dwa jeden cztery
na tablecie czyta lidy
texting, sexing i mefedron
w cieniu rozłożonych pod sufitem
skrzydeł brzozowego krzyża
remont patio
11 czerwca 2013
baba z ustami w wiszącą podkowę
co to jest, a co to ma być
dlaczegóż tak, a po co to
od pytań ciężkie siatki
niesie kobiecina
tylko że, sama pani wie
można tak, niemyśląc
ślepokazaniu księdza
dlaczegóż tak, a po co to
od pytań ciężkie siatki
niesie kobiecina
tylko że, sama pani wie
można tak, niemyśląc
ślepokazaniu księdza
zadość uczynić
07 czerwca 2013
M.
Serce tak mocno mi bije, wyrywa z piersi do ciebie w długą. Bez smyczy i kagańca z wywieszonym językiem.
12 maja 2013
16 kwietnia 2013
Jitka
Brzask w zimowym ogrodzie. Arcymroźna
aura sprawiła, że wełniana odzież przytuliła się do mnie namiętnie.
Rower zostawiłem ukryty w kosodrzewinie dwieście metrów na północ od
bramy do posesji. Odziany modnie acz niewygodnie, z soplem u nosa zjawiłem się tu spełnić przysługę dla Jitki. Tej która leczyła skręconą kostkę wódką i octem w jednej z niższych dzielnic Brna. By
dostarczyć wiadomość postanowiłem złożyć ją na kształt ważki i
kolejno rzucić nad ogrodzeniem tak by sfrunęła swobodnie na
krużganek domu państwa Belvedere. Ściągnąłem rękawiczki ze skóry białego
jelenia i złożyłem papier
japońską metodą zapoznaną u węgierskiego księgowego mojego ojca. Poznali
się w Makao, gdzie każdy z nich stracił po małym palcu w niechybnie
ustawionym barowym zakładzie. Dłonie zmarzły mi czerwieniejąc okrutnie. Dokonałem zamachu. Owad został rzucony.
Ważka poszybowała koślawo, lecz dzięki szczęśliwemu podmuchowi wiatru
wylądowała na zamierzonym miejscu tuż obok wysokiej, miedzianej popielnicy w kształcie żurawia. To mogła być czapla, nie rozróżniam dobrze tych gatunków w formie popielnic.
Gdy Vera Belvedere wyprowadzała godzinę później swojego złotego pudla Waszyngtona (zjeżdżałem wówczas z górki w stronę willi Tugenthatów mijając wróbla i psa), znalazła pod drzwiami papierowego owada. Dostrzegła, że kartka z której go wykonano jest zapisana. Rozwinęła skrzydła i przeczytała:
Tu Jitka, jestem cyklistką i palę opiumowe cygara, moi mili rodzice skręciłam kostkę, tym razem się zrosnę!
Z dala!
Gdy Vera Belvedere wyprowadzała godzinę później swojego złotego pudla Waszyngtona (zjeżdżałem wówczas z górki w stronę willi Tugenthatów mijając wróbla i psa), znalazła pod drzwiami papierowego owada. Dostrzegła, że kartka z której go wykonano jest zapisana. Rozwinęła skrzydła i przeczytała:
Tu Jitka, jestem cyklistką i palę opiumowe cygara, moi mili rodzice skręciłam kostkę, tym razem się zrosnę!
Z dala!
11 kwietnia 2013
Trzepie mnie od okna do ściany, przez pokój, graty i znowu.
W nocy jest pięknie. Śnieg spada powoli, wolniej niż mężczyzna w sen po orgazmie.
Pomarańczowa refleksja świateł latarni za oknem kołysze jak piórowe resory w tarpanie.
Stwardniałe napięcia pękają pod cyrkowych pocisków uciskiem. Do żywego.
Spierzchniętych ust skórowanie. Na szczękach ścisk listy trzydziestu ton hitów porażek.
Nie garbię się(chwilami), nie zabijam(innych), nie narzucam(woli).
Załóżmy, że chwilowo znalazłem się w grupie witamin B12.
Kobalamina, naturalny katalizator adrenaliny.
W nocy jest pięknie. Śnieg spada powoli, wolniej niż mężczyzna w sen po orgazmie.
Pomarańczowa refleksja świateł latarni za oknem kołysze jak piórowe resory w tarpanie.
Stwardniałe napięcia pękają pod cyrkowych pocisków uciskiem. Do żywego.
Spierzchniętych ust skórowanie. Na szczękach ścisk listy trzydziestu ton hitów porażek.
Nie garbię się(chwilami), nie zabijam(innych), nie narzucam(woli).
Załóżmy, że chwilowo znalazłem się w grupie witamin B12.
Kobalamina, naturalny katalizator adrenaliny.
08 kwietnia 2013
05 kwietnia 2013
except
11/07/1995
Zapieczona jak śruba na kole ksywa. Rdzawa bruzda szczenięcego charakteru wyryta na drzwiach garażu kamieniem do ostrzenia noży, znalezionym w pobliżu zejścia do piwnicy na początku wakacji.
Boisko do kosza, nierówne klepisko podbite korzeniami topoli i brzózek. Zapluty deptak nieopodal hasioka, z obręczą ukręconą lewoskosem podobnie do pisklęcych główek zawieszoną na ślepej ścianie cegieł.
Bród powszedni z jałowej ziemi kamienistego podkładu nabity w bruzdy kolan po wsze czasy. Hałda kurzu spod opon wywrotki zamiast piaskownicy. Czteroosobowa huśtawka śmierci. Nieprzystrzyżony park kamienicznej nomenklatury okręcony nerkowym kagańcem fundamentów.
Podwórze.
11/07/1995
Zapieczona jak śruba na kole ksywa. Rdzawa bruzda szczenięcego charakteru wyryta na drzwiach garażu kamieniem do ostrzenia noży, znalezionym w pobliżu zejścia do piwnicy na początku wakacji.
Boisko do kosza, nierówne klepisko podbite korzeniami topoli i brzózek. Zapluty deptak nieopodal hasioka, z obręczą ukręconą lewoskosem podobnie do pisklęcych główek zawieszoną na ślepej ścianie cegieł.
Bród powszedni z jałowej ziemi kamienistego podkładu nabity w bruzdy kolan po wsze czasy. Hałda kurzu spod opon wywrotki zamiast piaskownicy. Czteroosobowa huśtawka śmierci. Nieprzystrzyżony park kamienicznej nomenklatury okręcony nerkowym kagańcem fundamentów.
Podwórze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)